Eksodus pracowników i studentów polskich z Politechniki Lwowskiej czyli Lwowskiego Instytutu Politechnicznego trwał od połowy 1945 do połowy 1946 r. Sprzyjały temu między innymi wiadomości o otwarciu Politechniki Śląskiej, które docierały do zainteresowanych różnymi drogami. Osoby związane we Lwowie z Wydziałem Elektrycznym kierowały się na podobny Wydział w Gliwicach.
Wydział Elektryczny Politechniki Śląskiej powstał jako jeden z czterech wydziałów Uczelni, powołanej do życia dekretem rządowym z dnia 24 maja 1945 r.1) Uczelnia nosiła wówczas nazwę: "Politechnika Śląska w Katowicach, z tymczasową siedzibą w Krakowie". Pierwszym dziekanem ówczesnego Wydziału Elektrycznego był prof. Kazimierz Idaszewski. Wykłady odbywały się w gamachu Akademii Górniczo-Hutniczej, ale dla normalnego działania szkoły brak było jednak odpowiednich pomieszczeń zarówno na sale wykładowe i laboratoria, jak również na stołówki, domy akademickie i potrzeby administracji. Rozpoczęto poszukiwania na terenie Śląska. Najlepsze warunki znaleziono w Gliwicach. Tutaj, już od 1.10.1945 roku udało się uruchomić cztery wydziały posiadające 54 katedr i prawie 2500 słuchaczy. Organizatorem Wydziału Elektrycznego w roku akademickim 1945/46 był dziekan, prof. Wacław Günther2). W sierpniu 1946 r. urząd dziekana przejął na okres następnych dwóch lat prof. Stanisław Fryze3). Wydział liczył w tym okresie 12 katedr kierowanych zarówno przez profesorów mianowanych (5) jak i kontraktowych (7). Dziekanat mieścił się w dość przypadkowych miejscach. Początkowo w prowizorycznie przystosowanych mieszkaniach przy ul. Częstochowskiej, by wreszcie na długie lata osiąść w domu przy ul. Strzody 28. Część katedr znalazła swoje miejsce w budynku przy ul. Katowickiej (obecnie Akademicka 10). Było to dawne niemieckie gimnazjum (Staatliche Friedrich-Wilhelm Gymnasium). W budynku tym w czasie ostatniej wojny mieścił się szpital. W salach unosiła się woń karbolu i długo na posadzkach z miękką wykładziną widoczne były ślady po stalowych nogach szpitalnych łóżek ...
Nowo powstała Uczelnia miała zaspokoić potrzeby Górnego Śląska, najbardziej uprzemysłowionej części kraju, kształcąc przede wszystkim kadrę inżynierską, a ponadto tworząc zaplecze naukowe dla śląskiego przemysłu. W związku z tym Wydział Elektryczny miał początkowo profil ukształtowany na wzór Politechniki Lwowskiej. Był to profil najwyraźniej silnoprądowy, a więc tradycyjny, aczkolwiek na Wydziale od początków jego istnienia działała Katedra Radiotechniki, kierowana od 1.11.1945 r. przez prof. Tadeusza Malarskiego będącego jednocześnie kierownikiem Katedry Fizyki na tym samym Wydziale. Nie przewidywano większego rozwoju działu elektrotechniki znanego pod nazwą elektrotechniki słaboprądowej czyli dzisiejszej elektroniki. Dopiero inicjatywa kilku studentów ówczesnego II roku, między innymi Zdzisława Trybalskiego i Stefana Węgrzyna, skłoniła prof.Malarskiego do utworzenia Grupy Telekomunikacyjnej. Miał on w tym względzie duże doświadczenie; utworzył przecież podobną grupę przed wojną, w Politechnice Lwowskiej. Grupę Telekomunikacyjną obsługiwały dwie katedry: istniejąca już Katedra Radiotechniki (kierownik - T.Malarski, a od 1957 r. T.Zagajewski) i zorganizowana w 1947 r. Katedra Teletechniki (kierownik - Ł.Dorosz4), dojeżdżający z Gdańska). Do pracy dydaktycznej Grupy zaangażowano ponadto Józefa Szpileckiego z Katedry Fizyki, Czesławę Kornagę-Kolmerową z Katedry Radiotechniki, Karola Lubelskiego z Katedry Podstaw Elektrotechniki oraz Jerzego Siwińskiego, ówczesnego dyrektora Okręgu Poczt i Telegrafów w Katowicach5). Prócz nich swoją karierę nauczycieli akademickich rozpoczęło w charakterze młodszych asystentów wielu studentów ostatnich lat studiów, późniejszych pracowników naukowych Wydziału, a wśród nich: Stefan Węgrzyn od 1.3.1946, Zdzisław Trybalski od 1.9.1946, Stanisław Malzacher od 1.9.1947, Aleksander Kwieciński od 1.1.1949, Adam Macura od 1.1.19496).
Przedmioty specjalistyczne dla pierwszych słuchaczy Grupy Telekomunikacyjnej, w latach 1946-1948 przedstawiały się następująco:
semestr V | ||
Podstawy radiotechniki | prof.T.Malarski | 5/2 |
Miernictwo radiotechniczne | dr inż.T.Zagajewski | 2/0 |
Laboratorium radiotechniki | prof.T.Malarski | 0/3 |
semestr VI | ||
Radiotechnika ogólna | prof.T.Malarski | 5/2 |
Lampy elektronowe | dr inż. T.Zagajewski | 3/0 |
Teletechnika ogólna | mgr J.Szpilecki | 4/2 |
semestr VII | ||
Laboratorium radiotechniczne | dr inż.T.Zagajewski | 0/3 |
Urządzenia radionadawcze | dr inż.T.Zagajewski | 4/2 |
Urządzenia radioodbiorcze | mgr inż.K.Lubelski | 4/2 |
Wzmacniacze małej częstotliwości | mgr inż. C.Kolmerowa | 3/1 |
Anteny | mgr J.Szpilecki | 4/0 |
Zasilanie urządzeń radiowych | dr inż.T.Zagajewski | 3/0 |
Elektroakustyka | mgr J.Szpilecki | 3/0 |
Urządzenia teletechniczne | prof.Ł.Dorosz | 3/0 |
semestr VIII | ||
Laboratorium radiotechniczne | dr inż.T.Zagajewski | 0/4 |
Urządzenia radionadawcze | dr inż.T.Zagajewski | 4/3 |
Urządzenia radioodbiorcze | mgr inż. K.Lubelski | 4/3 |
Urządzenia teletechniczne | prof.Ł.Dorosz | 4/0 |
Laboratorium teletechniczne | prof.Ł.Dorosz | 0/2 |
W semestrze VIII wykonywano ponadto dwa projekty: z urządzeń radionadawczych i urządzeń radioodbiorczych.
*** Ze Lwowa przyjechałem na Śląsk w połowie 1946 roku7). Była może połowa czerwca gdy z trwogą w sercu, jeszcze nie oswojony z nowymi warunkami życia, niezbyt pewny co przyniesie jutro, wczesnym rankiem dojechałem tramwajem z Bytomia, gdzie mieszkałem, do Gliwic. Ściskając w ręku lwowski indeks szukałem ulicy Częstochowskiej. Gdzieś tutaj miał się mieścić dziekanat Wydziału Elektrycznego śląskiej uczelni. Tu miał się rozstrzygnąć mój dalszy los, tu miałem się dowiedzieć, na który semestr dostanę wpis, po ukończeniu dwóch lat studiów w Lwowskim Instytucie Politechnicznym ...
........................................................................................................
Uzyskanie wpisu na piąty semestr, który niedługo się kończył było kwestią kilku minut. Różnice programowe przemawiały za mną, na moją korzyść. Zgłosiłem się od razu na słuchacza w grupie telekomunikacyjnej. Była liczebnie bardzo skromna, łącznie ze mną liczyła sześć osób, przyszłych ewentualnych radiotechników lub teletechników. Oto uczestnicy naszej grupy w porządku alfabetycznym: Stanisław Gładysz, Jerzy Golian, Stanisław Malzacher, Zdzisław Stolarski, Zdzisław Trybalski i Stefan Węgrzyn.
........................................................................................................
Najbardziej interesujące były dla nas niewątpliwie wykłady specjalistyczne naszej grupy telekomunikacyjnej. Odbywały się jak na owe czasy w warunkach luksusowych. Wykładowca i sześciu słuchaczy. Można było zadawać pytania, wywiązywała się dyskusja. Wyróżniały się wykłady opiekuna naszej grupy - doktora Tadeusza Zagajewskiego. Doktora, gdyż 9 listopada 1946 roku nasz opiekun obronił u prof. Groszkowskiego w Politechnice Warszawskiej pracę pt.: "Wpływ nieliniowych elementów obwodu na stabilizację częstotliwości generatora samowzbudnego". Możemy więc zwracać się swobodnie do naszego wykładowcy per "panie doktorze". To bardzo rzadki wówczas tytuł, jeszcze nie zdewaluowany. Chwała i sława spada jak gdyby także na nas ... Wkrótce zresztą, bo w 1947 roku, dr Zagajewski zostaje mianowany zastępcą profesora. Dla nas będzie po prostu Profesorem. I tak już zostanie, chociaż później przyjdą jeszcze mianowania na profesora nadzwyczajnego i zwyczajnego, a także powołanie na członka Polskiej Akademii Nauk. Tak więc prof. Zagajewski będzie przez cztery semestry mieć z nami kolejno zajęcia z miernictwa radiotechnicznego, lamp elektronowych, urządzeń radionadawczych i urządzeń zasilających. Swoje wykłady prowadzi nadzwyczaj rzetelnie i systematycznie. Nie opóźnia chwili rozpoczęcia wykładu i nie kończy go przed czasem. Korzysta z notatek. Są to luźne kartki z zeszytu włożone w okładkę. Wiem jak wyglądają gdyż będąc już asystentem zastępowałem kilka razy Profesora na wykładach, więc mi je pożyczał. Ale notatki są bardzo lakoniczne; to raczej sama dyspozycja treści, czasem wzory lub skrót wyprowadzenia, schematy układów. Ten sam temat ma niekiedy kilka różnych wersji. Często treść, nie dość, że krótka, bywa jeszcze stenografowana, gdyż Profesor zna dobrze stenografię, nauczył się jej jeszcze za młodu. Korzysta z tej umiejętności przygotowując wykład, sporządzając notatki z posiedzeń lub - jak sądzę - notując to, czego by nie powierzył oczom osób niepożądanych. Wykładając nigdy się nie spieszy. Chwilami zerknie w notatki przechylając dziwnie głowę i zbliżając je do oczu. Ma zapewne jakąś małą wadę wzroku, jednak nie nosi szkieł. Rysuje na tablicy białą kredą bardzo czysto i wyraziście, czasami używa kolorowej. Na zajęcia przychodzi z kredą owiniętą w papier, ale przy końcu używa drobnych jej skrawków jakgdyby z nadmiernej oszczędności ...
Wszystkie te spostrzeżenia mogą się wydawać błahe i niepotrzebne. Wzięły się jednak stąd, że obserwowaliśmy Profesora z niewielkiej odległości, bardzo uważnie i przez okres dość długi, gdyż wykładów miał dużo. I wykłady te naprawdę się wyróżniały. No i wreszcie czterech z naszej szóstki wybrało podobną drogę życiową, więc był poniekąd wzorcem ...
Profesor Tadeusz Zagajewski podczas wykładu (1.VI.1951) ........................................................................................................
Zupełnie inny sposób przygotowania i prowadzenia wykładów miał prof. Malarski. Jego wykład z radiotechniki był rzetelny, zrozumiały, doskonale podbudowany teorią, ale nazbyt dokładny i drobiazgowy. Tak dokładny, że wykładowca nigdy nie mógł wyczerpać materiału i zakończyć go zgodnie z programem. Był z tego znany ...
Niewątpliwym przeżyciem było zdawanie u Profesora egzaminów. Szczupłość grupy telekomunikacyjnej, łącznie z możliwością zdawania egzaminów pojedynczo i zasadniczo w dowolnym terminie, sprawiały, że ciągnęły się one godzinami, a bywało nawet dniami, na raty ... Egzamin z radiotechniki należał więc do najtrudniejszych, gdyż Profesor był bardzo wymagający. Taką postawę przejawiał nie tylko w stosunku do studentów, ale także pracowników i przede wszystkim w stosunku do samego siebie. Stale podkreślał, że ktoś kto przyjął na siebie jakieś obowiązki powinien je wykonywać najlepiej, jak tylko potrafi. Uczył nas tego jak to robić. Gdy jeszcze w czasie studiów, zostałem zaangażowany w charakterze młodszego asystenta do Katedry Radiotechniki, Profesor zlecał mi różne zadania specjalne jak np. przetłumaczenie z języka angielskiego artykułu naukowego dotyczącego tzw. metody Thevenina i krytyczne ustosunkowanie się do niej albo niespodziewane zastępstwo na wykładzie na ściśle określony temat. Później mi wyjaśniał co zrobiłem dobrze, a co źle ...
Prawie od chwili gdy rozpoczął swą działalność Wydział Elektryczny Politechniki Śląskiej, zaczął też działać przy Wydziale Oddział Gliwicki Polskiego Towarzystwa Fizycznego. Na jego forum, w czasie otwartych zebrań Oddziału, odbywały się odczyty, z których do historii przeszły publiczne spory naukowe między prof. Malarskim i prof. Fryze, szczególnie gdy dotyczyły problematyki związanej z jednostkami wielkości fizycznych. Dyskusje były żarliwe, przeciągały się do późnych godzin nocnych, cieszyły się ogromną frekwencją zarówno pracowników naukowych jak i studentów. Wszyscy z zapartym tchem śledzili starcie dwóch skrajnych temperamentów: opanowanego Malarskiego i wybuchowego Fryzego ...
........................................................................................................
Ważny przedmiot - urządzenia radioodbiorcze - wykładał mgr inż. Karol Lubelski. Był st.wykładowcą w Katedrze Podstaw Elektrotechniki u prof. Fryzego, ale z zamiłowania radiotechnikiem. Wykład był w istocie precyzyjnym streszczeniem rosyjskiej książki Siforowa z urządzeń radioodbiorczych. Przywiozłem tę książkę ze Lwowa więc w pewnym sensie byłem "do przodu". Oddzielny przedmiot - wzmacniacze małej częstotliwości - był domeną mgr inż. Czesławy Kolmerowej. Zajęcia z teletechniki ogólnej czyli w istocie teoretycznych podstaw teletechniki, anten i elektroakustyki prowadził fizyk, mgr Józef Szpilecki. Wykłady były przeteoretyzowane; wyczuwało się, że to nie praktyk znający przedmiot z własnego doświadczenia. Wykład z urządzeń teletechnicznych należał do tzw. "maratońskich". Odbywał się raz na dwa tygodnie lub nawet raz na miesiąc, ale za to trwał prawie cały dzień. Wykładowca, prof. Łukasz Dorosz, dojeżdżał z Gdańska. Na dworcu w Gliwicach czekał nań, z butelką świeżego mleka, jego młodszy asystent, Zdzisław Trybalski i odprowadzał profesora do hotelu akademickiego. O ósmej rano, czasem z dwoma kwadransami, prof. Dorosz rozpoczynał wykład. W miarę upływu godzin było widać jak słabnie, jak coraz bardziej nudzi się swoim wykładem. Zaczynał wówczas opowiadać anegdoty i dowcipy ... *** Już od początku istnienia Katedry Radiotechniki został założony przez jej kierownika, prof. Zagajewskiego, katalog z wynikami egzaminów z przedmiotów prowadzonych w Katedrze. Istnieje do dnia dzisiejszego i wpisane są w nim setki studentów. Ale znacznie ciekawszym jest również założony przez Profesora katalog dyplomów, w którym uwieczniono pokolenia absolwentów, tematy ich prac dyplomowych, nazwiska opiekunów, daty egzaminów dyplomowych i ostateczne oceny. Pierwsze pozycje dotyczą osób pierwszej grupy telekomunikacyjnej. W 1998 roku minie pół wieku od założenia katalogu. Kserokopia pierwszej strony z katalogu prac dyplomowych, z pierwszymi dyplomami z zakresu radiotechniki
Egzaminy dyplomowe na Wydziale Elektrycznym były prowadzone w zasadzie zgodnie z tradycją lwowską tj. jako tzw. egzamin klauzurowy. Polegał on na wykonaniu przez dyplomanta projektu określonego urządzenia na temat podany przez egzaminatora. Projekt był wykonywany na sali pod nadzorem asystentów w okresie tygodnia. Dozwolone było korzystanie z literatury. Drugim etapem był egzamin ustny, a o ostatecznym wyniku decydowały postępy uzyskane w obu etapach.
W grupie Telekomunikacyjnej wprowadzono możliwość wyboru egzaminu klauzurowego lub wykonania pracy dyplomowej o temacie podanym przez egzaminatora i następnie jej obrony przed komisją. Ten sposób egzaminowania znajdował coraz większą popularność wśród profesorów i studentów, i po kilku latach stał się jedyną drogą do uzyskania dyplomu na całym Wydziale Elektrycznym.
Opisywane początki to wciąż radiotechnika lub elektronika lampowa. Bipolarny tranzystor ostrzowy - zresztą bez przyszłości - zostanie wynaleziony dopiero w 1948 roku, złączowy w 1950 r. Pierwsze układy scalone to początek lat sześćdziesiątych. Ale nim szczegółowe informacje dotrą do kraju, nim uda się otrzymać pierwsze egzemplarze tych nowych przyrządów, nie wspominając o produkcji krajowej, mija zwykle jeszcze kilka lat. Od czego jest jednak samokształcenie, staże zagraniczne, konferencje, seminaria. Można swą karierę naukową i dydaktyczną rozpocząć od elektrotechniki teoretycznej, a skończyć na informatyce. Albo zacząć od radiotechniki i znaleźć się w elektronice. Tak więc w miarę upływu lat w Katedrze Radiotechniki zmieniają się tytuły wykładów, ich treść zostaje uzupełniana i unowocześniana, aktualizowana zgodnie z postępem światowym. O ile jednak przygotowanie nowych wykładów, aczkolwiek trudne jest możliwe do wykonania, o tyle wprowadzenie nowych, specjalistycznych, związanych z tymi wykładami laboratoriów graniczyło wówczas właściwie z nieprawdopodobieństwem.
Gliwice nigdy nie były miastem akademickim. Kilka szkół średnich z czasów III Rzeszy, położonych dość blisko siebie, stało się zalążkiem przyszłej śląskiej uczelni technicznej. I to wszystko. Sprzętu, który mógłby stać się podstawą budowy laboratoriów, w szczególności tak złożonych jak laboratoria związane z radiotechniką, nie było. Głównym zadaniem organizatorów grupy telekomunikacyjnej, a więc przede wszystkim prof.Malarskiego i prof.Zagajewskiego było w tej sytuacji zorganizowanie laboratoriów studenckich8). Wszystkie działania zmierzające w tym kierunku musiały się odbywać wielotorowo.
Podstawowym sposobem uzyskiwania aparatury laboratoryjnej byłby w normalnych warunkach jej zakup. Udawało się to tylko częściowo gdyż przemysł krajowy jeszcze prawie jej nie produkował. Katedra Radiotechniki miała więc aparaturę kupowaną w różnych źródłach prywatnych - jeszcze wówczas działających, w sklepach komisowych, u przypadkowych dostawców. Jakość tak zdobywanych urządzeń pozostawiała wiele do życzenia. W 1948 roku Katedra otrzymała pewną ilość aparatury z darów UNRRA9). Były to urządzenia i przyrządy pomiarowe pochodzące częściowo z demobilu armii amerykańskiej, a częściowo z zapasów przekazanych przez przemysł krajów zachodnich. Główną ich wartością było to, że były nowe i dobrej jakości. W historii Katedry Radiotechniki był to jedyny przypadek gdy otrzymaliśmy tak dużą ilość cennego sprzętu i to bez wystawionego rachunku. W skład tego daru wchodziły m.in. liczne, różnego rodzaju przyrządy pomiarowe, generatory dużej mocy do nagrzewania pojemnościowego, tablicowa superheterodyna (dynamic demonstrator) i wreszcie piękny, stacyjny, lotniczy nadajnik radiowy o mocy 300 W. Bardzo się przydał; były na nim prowadzone ćwiczenia z dziedziny urządzeń radionadawczych. Niestety nie cieszyliśmy się nim długo. Okres pierwszej połowy lat 50-tych, nazywany w historii okresem "zimnej wojny", spowodował, że nasiliła się także "wojna w eterze". Audycje radiowe "Głosu Ameryki", "Wolnej Europy" i inne były systematycznie zagłuszane przez specjalne ośrodki nadawcze w kraju. Dla tych celów Katedrze zabrano nadajnik; wprawdzie wrócił po kilku latach przerobiony i zużyty, ale nie mógł się już przydać gdyż zmienił się profil Katedry; powstała Katedra Elektroniki Przemysłowej. Fragment laboratorium studenckiego Katedry Radiotechniki - przełom 1949/1950 r. Z prawej strony w głębi tablicowa seperheterodyna (Dynamic Demonstrator), z lewej strony w głębi ustawione piętrowi dwa mierniki firmy Rohde-Scwarz i miernik dobroci firmy Marconi
Istniał jeszcze inny sposób zdobywania aparatury dla rozbudowy zaplecza laboratoryjnego. Były nimi prace - nazwijmy je naukowymi - wykonywane na zlecenie różnych instytucji na tyle bogatych, że mogły sfinansować kupno rzadkich urządzeń pomiarowych, takie przyrządy przekazać ze swych zasobów lub co najmniej wypożyczyć. Przez długi czas korzystano na przykład z doskonałych, nowoczesnych przyrządów angielskiej firmy Marconi, pożyczonych z powstającego w tym czasie Instytutu Metalurgii Żelaza w Gliwicach i będącego w zaczątkach Wojskowego Instytutu Technicznego w Warszawie. Pożyczki takie były uzasadnione wykonywanymi przez nas pracami dla tych instytucji. Pierwszą pracą konstrukcyjną wykonaną w 1947 r. w ramach takiej działalności był poznany z literatury amerykańskiej tzw. "mostek sortujący" do nieniszczącego badania wyrobów stalowych, wykonanych na zlecenie Instytutu Metalurgii Żelaza w Gliwicach. Przyrząd ten był później kilkakrotnie udoskonalany i powtarzany w różnych wersjach. Był on jednocześnie reprezentantem nowej dziedziny rozwijanej w Katedrze Radiotechniki tzw. "Elektroniki przemysłowej" czyli zastosowań zdobyczy radiotechniki dla pomiarów wielkości nieelektrycznych, technologicznych itp. Do realizacji tych prac potrzebne były jednak doskonałe materiały i nowe elementy. Zdobycie ich napotykało na duże trudności, a korzystanie z rozbiórkowych materiałów poniemieckich było oczywiście niedopuszczalne. Sytuacja była trudna, ale częściowo uratowało ją zaangażowanie przez kierownika Katedry w 1949 r. Włodzimierza Kuliszkiewicza10) na stanowisko mł.asystenta. Tego dawnego studenta Politechniki Warszawskiej wojna rzuciła do Anglii, gdzie znalazł się w pomocniczej służbie, w polskim lotnictwie wojskowym. Zapalony radiotechnik i elektronik przywiózł do kraju dużą ilość elementów, chociaż też pochodzących z rozbiórki, ale w bardzo dobrym stanie i co najważniejsze - produkcji angielskiej i amerykańskiej. Poznawaliśmy nową technikę, było się na czym uczyć ...
Wspomniana dziedzina elektroniki przemysłowej, weszła wkrótce w normalny program nauczania jako oddzielny przedmiot, wpierw na studiach inżynierskich później magisterskich.
Pewną pomoc w rozbudowie laboratoriów zapewniał także - założony przez prof. T.Malarskiego - Zakład Optyki i Mechaniki Precyzyjnej, kierowany od 1947 r. przez inż. Edmunda Romera11). Zakład ten wytwarzał różne przybory potrzebne w laboratorium. Zaczynał od opornic suwakowych, później produkował opornice dekadowe, galwanometry, mostki pomiarowe i pod koniec swej działalności nawet skomplikowaną aparaturę elektroniczną. Dzięki dużemu doświadczeniu swego kierownika Zakład szybko się rozwijał osiągając wyniki umożliwiające nawet eksport wykonywanych przyrządów.
Wszystkie omówione poczynania byłyby jednak nie wystarczające gdyby nie budowa aparatury i stanowisk laboratoryjnych we własnym zakresie. Jest to praca nie mająca końca, praktycznie związana nieustannie z rozwojem elektroniki i koniecznością nadążania za postępem światowym w tej dziedzinie. Ma tu również coś do powiedzenia ubóstwo uczelnianego budżetu, niedobór odpowiednich wykonawców, a także - co może wydawać się dziwne - brak koncepcji współczesnego laboratorium studenckiego z punktu widzenia wymagań dydaktyki.
Tak więc trzy osoby: kierownik katedry, adiunkt i młodszy asystent12), (gdyż tyle osób liczyła wówczas Katedra Radiotechniki), rozpoczęło budowę laboratorium radiotechnicznego (badania elementów i układów) od podstaw, od spraw najmniej skomplikowanych. Koncepcje pochodziły od Profesora, realizacja przebiegała wspólnie. Dziś, z perspektywy lat, wspominając ten wysiłek można go wytłumaczyć tylko bezinteresownym zapałem i może - w pewnym sensie - patriotyzmem, związanym ze świadomością konieczności odbudowy kraju po wojnie ...
Podstawową trudność w praktycznej realizacji stanowisk do ćwiczeń stanowił brak elementów składowych takich jak lampy, podzespoły, przewody itp. Uzyskiwano je między innymi z rozbiórki poniemieckich aparatów radiowych, które radziecka lub polska administracja nakazywała oddać niemieckiej ludności. Przy pewnych staraniach można je było uzyskać dla potrzeb Katedry ...
Ale przez pierwsze powojenne lata płynął do Katedry Fizyki i Katedry Radiotechniki także ciągły strumień urządzeń bardziej skomplikowanych, nie zawsze lub tylko częściowo związanych z obu kierunkami.
Urządzeń, które także mogły stanowić materiał do nowych konstrukcji związanych z budową laboratoriów lub realizacją wspomnianych prac naukowych ... *** ........................................................................................................
Dostawcami byli wędrowcy po Ziemiach Zachodnich, szabrownicy małego i dużego kalibru. Odsprzedawali te dziwne przedmioty tanio, ale na ogół mało z nich było pożytku. Niektóre na domiar sprawiały niespodzianki. W owym czasie trafiały do obu Katedr wojskowe niemieckie telefony polowe, fragmenty niemieckiego radaru, wskaźniki pokładowe samolotu i wreszcie dziwny metalowy przedmiot, który wszyscy ochrzcili mianem "bomby". W istocie przedmiot nie przypominał bomby, ale jego kształt i konstrukcja wydawały się podejrzane. Stanowił niewątpliwie wnętrze czegoś o przeznaczeniu nieznanym i tajemniczym. W cylindrycznej obudowie stanowiącej część górną "bomby" mieścił się nadajnik i odbiornik lampowy. Nadajnik był wzbudzany sygnałem telegraficznym uzyskiwanym z klucza, którego styki uruchamiała wymyślna krzywka kodująca, napędzana małym silniczkiem. Ostatni stopień nadajnika był obciążony teleskopową anteną wbudowaną w centralną oś i wysuwaną pneumatycznie; odpowiednie ciśnienie powietrza uzyskiwano ze zgrabnej stalowej butli zamocowanej przy podstawie. Ale to wszystko rozszyfrowaliśmy z Alkiem Kwicińskim dopiero po 1959 roku, a w kilka lat później odkryliśmy w Muzeum Marynarki Wojennej, w Gdyni, kompletną niemiecką sygnałową boję radiową do trasowania niezaminowanych szlaków morskich dla własnych statków.
Było jednak dopiero lato 1948 roku i o niczym podobnym jeszcze nie słyszałem. Pozostawiono mnie jako najmłodszego pracownika Katedry, jeszcze bez prawa do urlopu, abym pilnował mizernego dobytku, a co najważniejsze spowodował pomalowanie tych kilku pomieszczeń Katedry, w których wciąż jeszcze panował szpitalny zapaszek. Cały budynek był pusty. Do pomocy miałem tylko laboranta Katedry Fizyki, poczciwego Szczepana Krawczyszyna, z zawodu chyba stalarza, którego prof. Malarski przywiózł ze sobą ze Lwowa. Nazywaliśmy go Szczepciem.
Wyposażenie Katedry Radiotechniki było wciąż jeszcze tak skromne, że razem ze Szczepciem przenieśliśmy je i w całości zamknęli w męskiej toalecie na piętrze. Czekaliśmy na malarzy.
Nudziłem się chodząc po pustych pokojach. I nagle zauważyłem, że w jednym z nich, przy drzwiach, stoi zapomniana "bomba". Nie opłacało się już jej przenosić. Zacząłem badać wizualnie "bombę", starając się dojść do jej tajemnicy. W czasie studiów we Lwowie, a więc jeszcze przed końcem wojny, wysłuchałem kilku odczytów rosyjskich fizyków o niektórych rozszyfrowanych tajnych broniach niemieckich, między innymi o morskich minach magnetycznych. Będąc więc tak podszkolonym analizowałem "bombę" jako element wrogi i podejrzany.
Na powierzchni górnego walca mieściła się kostka w kształcie dużego zapałczanego pudełka, wykonana z twardego tekstolitu i przytwierdzona do blachy rurkowymi nitami. Do pudełka, czy kostki dochodziły metalowe rurki zawierające wewnątrz pęki izolowanych przewodów. Postanowiłem zdjąć pudełko. Pożyczoną od Szczepana ręczną wiertarką rozwierciłem nity i odjąłem kostkę wraz z dwoma kawałkami odciętych rurek i przewodów. Kostka była lita i dość ciężka. Dostać się do jej wnętrza normalnym sposobem nie było można. Wciąż intuicyjnie myśląc o tajnych broniach postanowiłem jednak sprawdzić, czy nie uda się "tego czegoś" zdetonować cieplnie jeśli tkwiła tam jakaś chytrość.
Miałem w pracy kuchenkę elektryczną, jeden z pierwszych krajowych powojennych produktów. Spirala mieściła się w ceramicznej obudowie stanowiącej jednocześnie podstawę i blat kuchenki. Umieściłem ją na otwartym oknie, na kuchence położyłem podejrzane pudełko. W owym czasie w pokojach, które były salami dawnej szkoły nie było gniazd ściennych. Dla zasilania sprzętu laboratoryjnego korzystaliśmy z tzw. "złodziei", które wkręcało się w miejsce żarówki do jednej z wiszących lamp. "Złodziej" był jednocześnie oprawką na żarówkę i sieciowym gniazdem. Oczywiście dla korzystania z takiego gniazda trzeba było włączyć ścienny wyłącznik światła. Teraz więc kuchenkę podłączyłem do "złodzieja", włączyłem wyłącznik przy drzwiach i skryłem się za nimi na korytarzu. Czekałem długo i zniecierpliwiony miałem już wejść do pokoju gdy silny wybuch wstrząsnął powietrzem. W oknie nie było szyb. Jedna z ram się rozleciała. Nie było kuchenki i śladu po pudełku. Cząsteczki spirali były wbite w pobliską ścianę ... Pokryłem koszt naprawy okna i wprawienia szyb. Od lewej Aleksander Kwieciński i Stanisław Malzacher (autor) w laboratorium (prawdopodobnie 1948)
Moja intuicja mnie nie zawiodła. Gdybym nie zdetonował pudełka-pułapki, mógł to zrobić ktoś inny, przypadkowy i bardziej niedoświadczony. Pudełko było zapewne przeznaczone do zdetonowania na drodze elektrycznej np. przy próbie rozszyfrowania połączeń za pomocą prądu elektrycznego. Byłem zażenowany i zawstydzony swymi wyczynami, ale jednocześnie troszkę z nich dumny. Wiedziałem, że Anglicy przy próbach rozszyfrowania niemieckich min magnetycznych ponieśli straty w ludziach ...
W roku akademickim 1951/52 Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego postanowiło przeprowadzić stopniową likwidację Grupy Telekomunikacyjnej w Politechnice Śląskiej, uważając, że szkolenie inżynierów łączności powinno być skupione w trzech ośrodkach: warszawskim, wrocławskim i gdańskim. Do tej decyzji przyczyniło się także znaczne osłabienie ośrodka gliwickiego wskutek śmierci, w krótkim odstępie czasu, prof. T.Malarskiego (1952) i prof. Ł.Dorosza (1954). Proces likwidacji Grupy Telekomunikacyjnej trwał do roku akademickiego 1953/1954. W roku tym uruchomiona została na Wydziale Elektrycznym nowa specjalność pod nazwą "Automatyka i telemechanika przemysłowa", jako zalążek przyszłego Wydziału Automatyki. Katedra Radiotechniki mogła kontynuować swoją działalność w ramach tej specjalności. Trwała ona do połowy 1954 r. nadal na Wydziale Elektrycznym, to jest do chwili przemianowania jej na Katedrę Elektroniki Przemysłowej12) .
Dobrym przygotowaniem do nadążania za zmianami w powstałej sytuacji była podjęta w Katedrze Radiotechniki decyzja opracowania pierwszej polskiej książki z dziedziny elektroniki przemysłowej. Wspomniany już wcześniej termin "elektronika przemysłowa" (ang. Industrial Electronics) wymyślono w czasie ostatniej wijny w Stanach Zjednoczonych. Kryła się pod nim szeroka dziedzina zastosowań układów i urządzeń radiotechnicznych dla celów nie radiotechnicznych, do budowy generatorów dużej mocy przeznaczonych do nagrzewania indukcyjnego lub pojemnościowego i wytwarzania fal ultradźwiękowych o znacznym natężeniu, budowy aparatury do pomiarów wielkości elektrycznych i nieelektrycznych, wreszcie do sterowania procesami przemysłowymi. Obszar dość rozległy i wskazujący nieustannie nowe perspektywy rozwoju ...
Trzeba zaznaczyć, że z biegiem lat pojęciem najszerszym stało się określenie: elektronika. Pojęcia, takie jak radiotechnika, telewizja, elektrotechnika przemysłowa, elektronika medyczna i podobne były podzbiorami tego jednego zbioru o nazwie "elektronika" i sąsiadowały ze sobą.
Była chyba połowa 1951 roku, gdy Profesor zwrócił się do mnie i W.Kuliszkiewicza z propozycją napisania wspólnej książki. Miał to być właśnie pierwszy w Polsce podręcznik z dziedziny elektroniki przemysłowej. Ułożyliśmy wspólnie konspekt i podzielili między siebie poszczególne rozdziały. Doszło do podpisania umowy z Państwowymi wydawnictwami Technicznymi w Warszawie. Czasu było dużo i niedużo: rok. Pracowaliśmy w różny sposób. Najbardziej systematycznie Profesor; po kilka godzin dziennie. Chociaż miał do napisania 40% książki, skończył swoją część jako pierwszy. Ja pisałem z przerwami, trzeci autor zarywał noce. Ale Profesor miał już za sobą pierwszą książkę: "Radiotechniczne urządzenia nadawcze", wydaną w ramach Biblioteki Wiedzy Telekomunikacyjnej w 1949 roku (drugie wydanie: 1950 r.). My dwaj pozostali dopiero uczyliśmy się pisać. Więc Szef nas trochę poduczał, a to na temat rozłożenia ważnych akcentów w treści, a to, jakie się stosuje znaki korektorskie ... Ostateczną wersję maszynopisu książki oddaliśmy w grudniu 1952 roku.
Pierwsze wydanie "Elektroniki przemysłowej" ukazało się w czerwcu 1953 r.; 384 strony, nakład 5000 egzemplarzy. Książka rozeszła się bardzo szybko. Drugi nakład wydrukowano w rok później (2000 egzemplarzy). Pierwsze wydanie "Elektroniki przemysłowej" i jednocześnie pierwszy podręcznik z tej dziedziny w Polsce
Mimo krótkiego okresu działania Grupy Telekomunikacyjnej, ukończyło ją około 100 słuchaczy. Sama Katedra Radiotechniki prowadziła 30 dyplomów z radiotechniki i 11 z elektroniki przemysłowej. Ostatni rocznik absolwentów opuścił Uczelnię w 1954 r. Wielu absolwentów z tego najwcześniejszego okresu rozjechało się po świecie, niektórzy wciąż jeszcze piastują odpowiedzialne stanowiska w kraju, w zachodniej Europie i Ameryce ...
O niewątpliwym sentymencie i przywiązaniu do gliwickiej Alma Mater może świadczyć wiersz jednego z absolwentów specjalności radiotechnicznej. ...
Przyjazd do Gliwic (2.II.1952)
Przyjechałem odwiedzić Cię szare, spowite w mrok miasto akademickie miasto mojej młodości miasto przyjaźni miasto niespełnionych snów ......
Śniłem o Tobie długo - przybyłem do Ciebie zbolały sam jeden znów. Widzę Cię - to jesteś Ty - to samo. ............................
Przywitał mię zegar stacyjny swą nową, okrągłą, jasną twarzą. Idę ...... ......................................... Serca tętniące w bruku ulic Złota Madonna w ratuszowej wieży, znajome mury kamienic kochane mury - były ze mną w dobrem i złem. Widzę je z szarych dni nauki z dni przegranych z dni zdanych egzaminów.
Ulica Zwycięstwa. Idę upojony otoczony tłumem wspomnień. Kryształowym pucharem wlewam miód w serce - ponosi mię radość tak cicho i lekko.
Gorączkowo czytam nazwy ulic. Nadchodzą głęboko ukryte wspomnienia Ból i radość. .................................... Skręciłem w Barlickiego wróciłem - zastałem dom mój pusty.
Zaczekaj - daj jeszcze raz przeżyć, raz jeden tylko Szedłem ku Tobie tak długo ......
Wspomnienia szły, szły długim szeregiem przez miasto moje - zwycięskie ....
Przypisy
1) Początki Politechniki Śląskiej, w tym także Wydziału Elektrycznego oraz Katedry Radiotechniki zostały opisane w kilku wydawnictwach i publikacjach. Podaję je w porządku chronologicznym.
13) Jan Porębski (ur. 1925) em. doc. AGH, elektronik i informatyk, autor komputerowych analiz układów elektronicznych.
© Politechnika Śląska
Całkowitą odpowiedzialność za poprawność, aktualność i zgodność z przepisami prawa materiałów publikowanych za pośrednictwem serwisu internetowego Politechniki Śląskiej ponoszą ich autorzy - jednostki organizacyjne, w których materiały informacyjne wytworzono. Prowadzenie: Centrum Informatyczne Politechniki Śląskiej (www@polsl.pl)
„E-Politechnika Śląska - utworzenie platformy elektronicznych usług publicznych Politechniki Śląskiej”