Start - Zapomniany projekt profesora Todorowskiego
Zapomniany projekt profesora Todorowskiego

Są realizacje architektoniczne, które z różnych powodów, mimo swojej wartości artystycznej, szybko – za szybko – znikają z krajobrazu. Szczególnie jednak ulotne i – z perspektywy lat – tymczasowe, są wszelkie projekty, w których główny nacisk położony jest na wystrój wnętrz. Jedną z takich, powstałych w Gliwicach, realizacji, której ostateczny efekt był absolutną kwintesencją tak modnego obecnie stylu, była przebudowa, a w zasadzie adaptacja, części przestrzeni użytkowych w gmachu byłego niemieckiego hotelu, na siedzibę Klubu Międzynarodowej Prasy i Książki. Autorem projektu przebudowy oraz projektantem całego wyposażenia był Tadeusz Teodorowicz-Todorowski – architekt, profesor Politechniki Śląskiej.
Todorowski, postać nietuzinkowa, niemalże człowiek renesansu, zostawił swój ślad na Ziemi nie tylko w postaci dużych projektów, jak budynki uczelniane czy osiedla mieszkaniowe, ale także tych mniejszych – nie mniej znaczących – szczególnie w kontekście współpracy Politechniki Śląskiej z miastem Gliwice. W końcu projekt odbudowy i przebudowy dawnego hotelu „Haus Oberschlesien” wyszedł również spod ręki prof. Todorowskiego, zatem zlecenie wykonania projektu klubu, mieszczącego się w tym budynku, właśnie jemu – nie mogło być przypadkowe!
Informacje o oddaniu do użytku nowego klubu znalazły się w lokalnej prasie, w ukazujących się już czwarty rok „Nowinach Gliwickich”. Z notki zamieszczonej 6 grudnia 1959 roku (klub otwarto 3 grudnia) dowiedzieć się można: „Powstanie Klubu to przede wszystkim zasługa naszych władz miejskich. Dzięki ich staraniom można było po 3 latach zabiegów o zwolnienie lokalu i przeprowadzeniu prac adaptacyjno-remontowych oddać piękny i nowoczesny lokal na potrzeby Klubu. (…) przekazanie tej placówki gliwiczanom było więc tylko formalnym potwierdzeniem daru miasta dla mieszkańców.” Dalej, czytelnicy dowiadywali się, że „Gliwicki Klub Międzynarodowej Książki i Prasy jest 25-tą tego rodzaju placówką w Polsce. Jego wnętrze i wyposażenie uznano za najnowocześniejsze.” W krótkiej notce, przerzuconej w części z pierwszej strony na drugą, nawet słowem nie zająknięto się na temat autorstwa realizacji, zapewne nie chcąc umniejszać roli władz miejskich – tego „dobrego wujka”, który sprezentował nową placówkę swoim spragnionym kultury podopiecznym – gliwiczanom.
Znacznie więcej konkretów na temat „wnętrz i wyposażenia uznanych za najnowocześniejsze” znalazło się w artykule autorstwa samego profesora Todorowskiego, zamieszczonym w lipcowym numerze miesięcznika „Architektura” z 1960 roku – periodyku o zdecydowanie mniejszym zasięgu.
W bogato ilustrowanym tekście czytamy m.in.:
„Klub MPiK w Gliwicach, którego oddanie do użytku nastąpiło w grudniu 1959 roku, został umieszczony w adaptowanych specjalnie pomieszczeniach gmachu biurowego, leżącego nad rzeką Kłodnicą, przy skrzyżowaniu głównych śródmiejskich szlaków: ul. Zwycięstwa i ul. Marcina Strzody. Gmach ten, w którym pierwotnie mieścił się duży reprezentacyjny hotel, po kompletnym zniszczeniu przez pożar w roku 1945, został odbudowany i przebudowany dla celów biurowych, przy czym obok funkcji zmieniła oblicze również architektura gmachu (…).
Oddany w roku 1950 do użytku budynek (…) posiadał funkcjonalnie wydzielony zespół sali imprezowej, z oddzielnym wejściem od strony ul. M. Strzody. W stosunku do swojej wartości funkcjonalnej i architektonicznej zespół nie był należycie wykorzystany.”
Okazuje się, że budynek już w fazie projektu odbudowy i adaptacji miał pomieszczenia przewidziane do organizowania imprez okolicznościowych, salę konsumpcyjną i pomieszczenia towarzyszące, które – jak to było w tamtych latach – w obliczu rozrastającej się administracji, szybko zmieniły swoją funkcję i zapełniły się kolejnymi biurkami, sprzętami i telefonami.
Jak pisze dalej prof. Todorowski: „Zakres adaptacji pomieszczeń zespołu dla celów KMPiK był stosunkowo niewielki i ograniczył się jedynie do pomieszczeń przyziemia, w którym zaprojektowano:
na miejscu zlikwidowanych pokoi biurowych, po usunięciu ścianek działowych, salę czytelni-kawiarni z wnęką bufetową i kabiną telefoniczną;
zaplecze gospodarcze z kuchnią, spiżarnią, szatnią i w.c.;
księgarnię klubu, w trakcie od strony ul. M. Strzody, z dobudowanym nowym wejściem i zewnętrzną witryną wystawową.
Pozostałe pomieszczenia zespołu wymagały jedynie zabiegów remontowo-kosmetycznych i przy tej sposobności otrzymały nową szatę barwną.”
Zakres prac nie był zatem szczególnie obszerny, zagadką pozostaje więc, co powodowało, że – jak sam przyznał autor notki z „Nowin” – zabiegi o zwolnienie lokalu i przeprowadzenie prac remontowo-adaptacyjnych trwały aż 3 lata?
Wróćmy jednak do tego co najważniejsze, czyli do wnętrz, które tak opisuje sam autor: „Charakterystycznym elementem wnętrza czytelni jest ukształtowanie sufitu, będącego logiczną konsekwencją konstrukcji stropu, spoczywającego na stalowych belkach (…). Drugim czynnikiem, który wywarł wpływ na ukształtowanie sufitu i całego wnętrza, były potrzeby projektowanej wentylacji mechanicznej czytelni i księgarni. Działanie tych dwóch realnych czynników, a nie, jakby się mogło na pozór wydawać, formalistycznych ciągot, dało w wyniku korzystne akustycznie rozwiązanie sufitu czytelni i jego architektoniczny podział, przeprowadzony konsekwentnie w całym wnętrzu.”
Charakterystyczne, że mimo faktu porzucenia doktryny socrealizmu w polskiej architekturze, autor odżegnuje się od jakichkolwiek „formalistycznych ciągot”, uzasadniając użycie takich, a nie innych materiałów, kolorów i form geometrycznych względami konstrukcyjnymi, bądź użytkowymi (konieczność zapewnienia wentylacji).
W dalszej części artykułu prof. Todorowski szczegółowo opisuje dobór materiałów, barw okładzin ściennych, podłóg, drobnego sprzętu i instalacji: „Metalową osłonę grzejników, o rysunku opartym na motywie otwartej książki, pomalowano olejno w barwach przystosowanych do wnętrza. Posadzka teraz o wzorze geometryczno-abstrakcyjnym w barwie zielonkawej i czerwonawej.”
Wśród szczegółowych opisów wykonanych według projektu autora stolików, krzeseł (o trzech punktach podparcia, a więc nie będą się kiwać!) umknąć może coś, co zainteresować powinno współczesnych projektantów: „(…) (ciekawostka z technologii projektowania!) nisko zawieszone nad główną ladą autentyczne aluminiowe bańki na mleko, odpowiednio przystosowane do nowej funkcji.”
Tylko skąd wziąć dzisiaj aluminiową bańkę na mleko?
Swój opis profesor kończy słowami: „Witryna księgarni, z występującymi na czarnym tle barwnymi okładkami książek i czasopism, rozświetliła i ożywiła nocny obraz ulicy, dotychczas noszącej w tej części piętno martwoty administracyjnego gmachu. Obraz ten ożywią jeszcze bardziej zaprojektowane i dotychczas niewykonane kompozycje neonowe, sygnalizujące z daleka lokalizację klubu.”
O ile piszący te słowa sobie przypomina, to życzeniu profesora stało się zadość i wspomniane kompozycje neonowe pojawiły się, przynajmniej na jakiś czas. Witryny Klubu z przyciągającymi wzrok okładkami zachodnich czasopism i książek stały się na długo elementem ubarwiającym, nie tak całkiem kolorowy, krajobraz Gliwic tamtych lat.
tekst: Marek Gabzdyl
zdjęcia: mat. arch. autora
Tekst pochodzi z Biuletynu 10 (370) 2024