Start - Przyjaźn jak z nut
Przyjaźn jak z nut

Od osiemdziesięciu lat śpiewają ku radości publiczności na całym świecie. Dali się poznać nie tylko społeczności akademickiej Politechniki Śląskiej, ale słuchaczom wielu, najbardziej odległych państw. Soliści Akademickiego Chóru Politechniki Śląskiej świętują w tym roku 80. urodziny swojej formacji.
Wspomnień czar
Jest środa. Po godzinie 18 w Centrum Kultury Studenckiej Mrowisko zaczyna się robić tłoczno. Do niewielkiej salki naprzeciwko szatni zaglądają kolejni członkowie i członkinie chóru. Za chwilę rozpocznie się próba. I tak, dwa razy w tygodniu, z krótkimi przerwami na występy, przez cały rok.
– Spotykamy się w poniedziałki i środy o godz. 18.30. Jeśli ktoś chce do nas dołączyć, to właśnie wtedy. Obecnie jest nas około 50 osób – mówi Bernadeta Zapała.
Tomasz Giedwiłło – dyrygent chóru przyznaje, że podczas swojej dwudziestoletniej pracy z chórem poznał tu setki osób. – Niektóre z tych znajomości zostają na lata, inne na całe życie. Zaskakujące jest to, że w tym gronie mamy już około stu par, które poznały się w chórze i zawarły związek małżeński – podkreśla.
Od pierwszego usłyszenia
Miłość do muzyki tutaj, w chórze bardzo szybko przeradza się w coś więcej. Wbrew powszechnej teorii, nie tylko od pierwszego wejrzenia, ale też usłyszenia. Tak było, m.in. w przypadku Agaty i Mateusza Kawuloków.
– Dołączyłem do chóru na I roku studiów, rok wcześniej niż moja żona. Przyszedłem, bo ukończyłem szkołę muzyczną i mimo podjęcia studiów na technicznym kierunku, chciałem kontynuować tę pasję – opowiada Mateusz. – U mnie było podobnie, nikt mnie nie namawiał. Muzyczne wykształcenie ze szkoły średniej skierowało mnie na próbę. Jak się okazało, warto było, bo poznałam tu męża – dodaje Agata. – Po kilku próbach zaczęliśmy do siebie pisać, a potem spotykać się. I tak, do dziś i wcale nam się to nie nudzi – żartuje. Oboje przyznają, że próby są dla nich momentami na wspólne spędzenie czasu, bo w ciągu dnia są bardzo zabiegani. Obydwoje przygotowują doktoraty na Politechnice Śląskiej. Mateusz w dziedzinie informatyki, Agata na styku bioinżynierii i medycyny.
Uczelnia i miłość do muzyki połączyła także inną parę – Jerzego i Iwonę Sorociaków.
Jerzy zaczął śpiewać w chórze w 1979 roku. Jego przyszła żona dołączyła do chóru dopiero w 1985 r. – Trochę na nią czekałem. Ale jak już się pojawiła – a było to z początkiem roku akademickiego, w październiku – to w grudniu, od momentu uczelnianych obchodów barbórkowych nie odstępowałem jej na krok, bo między nami coś zaiskrzyło – wspomina.
– Pobraliśmy się po dwóch latach znajomości i od tamtej pory jesteśmy razem w życiu i w chórze, choć nie jesteśmy już związani z Uczelnią od lat – zaznacza. Co ciekawe, do chóralnej rodziny dołączył także ich syn.
Od nauk technicznych do sztuki
Drogi prowadzące na próbę Akademickiego Chóru Politechniki Śląskiej są zupełnie różne. Nie wszyscy członkowie mieli lub mają wykształcenie muzyczne. W przypadku inżynierów i techników zainteresowanie śpiewem wcale nie wydaje się takie oczywiste. Dyrygent nie widzi tu jednak przeszkód. – Przyznaję, że dobrze liczą nutki, w utrzymaniu rytmu są świetni. Często porównuję ich zaangażowanie w chórze do mojej pasji jeżdżenia na nartach. Chciałbym tak dobrze jeździć, jak oni potrafią śpiewać – mówi Tomasz Giedwiłło i podkreśla, że z szacunkiem podchodzi do swoich podopiecznych, którym dwa razy w tygodniu chce się spędzać 2,5 godziny na próbie, żeby ćwiczyć i szlifować swoje umiejętności, a przecież każdy z nich ma dodatkowe aktywności – zajęcia na studiach, zobowiązania wynikające z pracy doktoranta czy nauczyciela akademickiego, ale też rodzinnych.
Chórzysta-student Stanisław Turula uważa jednak, że wszystko da się pogodzić. – Zmieniłem kierunek na automatykę i robotykę – a to podobno dość wymagający kierunek – a mimo to udaje mi się brać udział w próbach i jeździć na koncerty – zapewnia, choć nie ukrywa, że część kolegów z roku patrzyła na ten pomysł z politowaniem.
– Śpiewamy około 50 koncertów w roku, co daje nam średnio jeden na tydzień. Zsumowaliśmy naszą aktywność muzyczną w ubiegłym roku i wyszło nam, że 12 tysięcy minut spędziliśmy na śpiewaniu – dodaje Bernadetta Zapała.
Jedyna taka szansa
Są jednak powody, dla których regularnie kilkadziesiąt osób pojawia się w małej salce w Mrowisku. Tym najważniejszym są koncerty, zwłaszcza te zagraniczne, na które chórzyści oczekują najbardziej. Idealnie, kiedy na pierwszą okazję na wielki występ nie trzeba czekać zbyt długo.
– Miałem szczęście, bo zaledwie dwa miesiące po dołączeniu do chóru wyjechaliśmy do Florencji. Niesamowita przygoda dla mnie jako studenta w tamtym czasie, tym bardziej, że oprócz występu była też możliwość zwiedzania miasta – mówi doktorant Jakub Krzus.
Z kolei Stanisław Turula chętnie wraca wspomnieniami do koncertu w Słowenii w Jaskini Postojnej. – W jaskini znajduje się sala koncertowa. Samo przebywanie w tym miejscu robi wrażenie, a już śpiewanie tam powoduje dodatkowe emocje – podkreśla.
Wśród setek koncertów polskich i zagranicznych, które chór miał okazję zaprezentować, są takie, które zostaną w pamięci uczestników do końca życia – jak ten z 2018 roku.
– Wyjechaliśmy na koncert do Londynu z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę. Był to nasz pierwszy wspólny wyjazd jako pary, która poznała się w chórze i od razu w takie miejsce – wspomina Mateusz Kawulok. – Śpiewaliśmy w Royal Albert Hall. Taka okazja może się drugi raz w życiu nie pojawić. Poza tym mieliśmy szansę stanąć na scenie z tak wybitnymi artystami jak Kuba Badach, Aleksandra Kurzak czy Edyta Górniak – dodaje Agata Kawulok.
Do tego koncertu wracali niemal wszyscy chórzyści. – Wspomnień jest znacznie więcej. Co starsi stażem członkowie chóru mieli okazję wyjeżdżać częściej i na dłużej. Kiedyś była to niemal jedyna opcja na wyjazd zagraniczny, bo czasy i możliwości były zupełnie inne – opowiada Jerzy Sorociak. – W 1980 roku pojechaliśmy na miesiąc do Francji. Objazdowa wycieczka po Europie, to było jak spełnienie marzeń – dodaje. Sam dzięki chórowi odwiedził takie zakątki jak RPA, Urugwaj, Kanada, Stany Zjednoczone, Korea, Macedonia czy Szwajcaria. – Po tym jak Szwajcarzy gościli nas przez miesiąc, my także zaprosiliśmy ich do Polski. Pamiętne to było spotkanie. Przyjechał rzeźnik, dwie świnie, był poczęstunek, ognisko i wspólne śpiewy i tańce do rana – wspomina Iwona Sorociak.

Uroczyste świętowanie
Wspomnień nie ma końca, a największa okazja, żeby odgrzebać w pamięci najwspanialsze chóralne historie pojawi się w maju, kiedy Akademicki Chór Politechniki Śląskiej zaprosi społeczność Uczelni na uroczysty koncert z okazji 80-lecia działalności.
Działalności, która zaczęła się zupełnie przypadkiem i wiąże się mocno z przyjazdem do Gliwic pracowników i studentów z Politechniki Lwowskiej. Historia początków doskonale udowadnia, że do wspólnego śpiewania nie trzeba wiele, wystarczą chęci i miłość do muzyki. Bo kiedy w 1945 roku studenci Politechniki Lwowskiej pomagali wnieść pianino do mieszkania pracownika Zbigniewa Brulińskiego zaczęli podśpiewywać „Gaudeamus igitur”. Impuls sprawił, że grupa entuzjastów postanowiła utworzyć zespół śpiewaczy, który kontynuował dzieło Lwowskiego Chóru Technickiego.
Od tamtej pory, tradycje śpiewacze nie gasną. Jubileuszowy koncert Akademickiego Chóru Politechniki Śląskiej odbędzie się 10 maja w Gliwicach. O szczegółach będziemy Państwa informować w mediach Politechniki Śląskiej.
tekst: Katarzyna Siwczyk
zdjęcia: Przemysław Bratkowski
Tekst pochodzi z Biuletynu 1 (373) 2025