Start - Nasz srebrny chłopak
Nasz srebrny chłopak

Jakub Siedlarski, student Politechniki Śląskiej, został wicemistrzem świata i trzykrotnym brązowym medalistą Mistrzostw Świata w Narciarstwie Wodnym, które odbyły się w ośrodku sportów wodnych „Wake Zone Stawiki” w Sosnowcu. To jeden z największych sukcesów w historii tej dyscypliny w Polsce.
Polacy zdobyli aż siedem medali na tej imprezie. To ogromny sukces! W dodatku przy dużym udziale studenta Politechniki Śląskiej, który w sportowym stroju z orłem na piersi, trzymając biało-czerwoną flagę, aż czterokrotnie stawał na podium i odbierał medale w najważniejszej randze zawodów w narciarstwie wodnym. Na zdjęciach i filmach z tego wydarzenia widać, że nie ukrywał wzruszenia. To spełnienie jego marzeń. Poznajcie historię Jakuba Siedlarskiego, naszego wicemistrza świata.
Narty na wodzie zamiast piłki
23-letni Jakub Siedlarski to student III roku energetyki na Wydziale Inżynierii Środowiska i Energetyki Politechniki Śląskiej. Należy także do Studenckiego Koła Naukowego Techniki Cieplnej. Pochodzi z Rogoźnika koło Bobrownik. Jako dziesięciolatka, pasją do nart wodnych zaraził go Joachim Świętek, trener gimnastyki sportowej.
– Zamiast robić przewroty, salta i inne akrobacje, wolałem wtedy piłkę nożną. Trener chyba jednak widział, że piłkarza ze mnie wielkiego nie będzie, dlatego namówił mnie, żebym spróbował swoich sił w narciarstwie wodnym – rozpoczyna opowieść Jakub Siedlarski. – Początkowo, starałem się jeszcze pogodzić treningi piłkarskie z nartami wodnymi, jednak wybrałem zabawę na wodzie i ostatecznie w całości pochłonął mnie ten sport.
Narciarstwo wodne polega na pływaniu na jednej lub dwóch nartach po wodzie za wyciągiem lub za motorówką. Rywalizacja jest podzielona na cztery kategorie wiekowe – Open (dla wszystkich chętnych), juniorskie do lat 15 i 19 oraz dla seniorów powyżej 35. roku życia. Podczas zawodów rozgrywane są trzy konkurencje: slalom, jazda figurowa oraz skoki. Prowadzone są klasyfikacje indywidualne oraz drużynowa.
Jakub trenuje tę dyscyplinę sportową już czternasty rok. W tym czasie osiągnął wiele sukcesów. Na kolejnych etapach swojej kariery sięgał po medale na arenie krajowej (mistrz Polski w kategorii wiekowej Open, mistrz Polski juniorów do lat 15 oraz 19) oraz międzynarodowej (zdobył kilka medali Pucharu Europy w kategoriach Open i juniorskich). Ciągle brakowało mu jednak medalu na najważniejszej imprezie. Aż do września tego roku.
Widowiskowy i niebezpieczny
Jakub startuje jako jeden z nielicznych zawodników na świecie we wszystkich trzech konkurencjach. Zwykle narciarze rywalizują tylko w jednej, bądź maksymalnie dwóch konkurencjach.
Popularność sportów wodnych ciągle rośnie – nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Powstaje coraz więcej ośrodków, w których można je trenować. To dyscypliny niezwykle widowiskowe, momentami ekstremalnie niebezpiecznie. W narciarstwie wodnym sportowcy „latają” na odległość powyżej 50 metrów.
– W Polsce istnieje już dziesięć klubów, które prowadzą szkolenie – opowiada Jakub. – W mistrzostwach Polski startuje około 80 zawodników i zawodniczek w różnych kategoriach wiekowych. Z najlepszych sportowców wybierana jest kadra reprezentacji Polski.
Mistrzostwa świata odbywają się tylko w kategorii Open. Aby w nich startować, należy „jedynie” lub „aż” zaliczać się do krajowej czołówki.
– Trzeba dużo trenować, dawać z siebie wszystko – podkreśla czterokrotny medalista mistrzostw świata. – Miałem w tym roku wyjątkową motywację. Do tej pory przywoziłem medale tylko z mistrzostw Polski, a w światowej imprezie ciągle czegoś brakowało. Zacząłem się już nawet zastanawiać, że być może nigdy niczego w światowym czempionacie nie osiągnę… Postanowiłem jednak spróbować kolejny raz, jeszcze ciężej trenowałem i w końcu się udało.
Co to właściwie za konkurencje?
Mistrzostwa w sosnowieckim ośrodku „Wake Zone Stawiki” odbyły się w połowie września i trwały trzy dni. Do imprezy przystąpiło kilkudziesięciu sportowców z 10 państw. Zawodnicy rywalizowali jadąc na nartach wodnych za elektrycznym wyciągiem narciarskim. Po przejściu eliminacji, Kuba dotarł do finałów wszystkich trzech konkurencji – slalomu, jazdy figurowej oraz skoków.
Tu zatrzymamy się i spróbujemy wyjaśnić, na czym polega rywalizacja w poszczególnych konkurencjach.
Skoki – najbardziej widowiskowa. Zawodnik wykonuje najazd na skocznię o wysokości 165 cm lub 180 cm. Prędkość najazdu może wynieść nawet 100 km/h. Wygrywa ten sportowiec, który skoczy najdalej. Nie ma żadnych punktów za wiatr czy styl, jak w przypadku skoków narciarskich. Dotychczasowy rekord świata to 70 m. Rekord Jakuba to 55,5 m.
Slalom. Tu zawodnik ma za zadanie ominąć po zewnętrznej sześć boi przy maksymalnej prędkości 58 km/h. Początkowa długość linii holowniczej, którą trzyma narciarz, to 18,25 m. W kolejnych przejazdach skraca się linkę – aż do upadku narciarza. Do kolejnej rundy przechodzą zawodnicy, którzy ukończą cały przejazd. O zwycięstwie decyduje suma prawidłowo ominiętych boi na jak najkrótszej lince.
Jazda figurowa. Narciarz wykonuje figury punktowane przez sędziów. Do końcowego wyniku zalicza się 14 najlepiej punktowanych ewolucji. Sportowcy wykonują między innymi salta, obroty o 360, a nawet 540 stopni i wiele innych.
Spełnienie marzeń
Ostatecznie Jakub Siedlarski został wicemistrzem świata w jeździe figurowej, w której dodatkowo pobił rekord Polski. Zdobył także trzy brązowe medale: w slalomie (dodatkowo rekord Polski), trójkombinacji (za sumę wyników z trzech konkurencji) oraz w klasyfikacji drużynowej dla reprezentacji Polski.
– To zdecydowanie mój życiowy sukces, czekałem na ten moment od dziecka – opowiada, na co dzień, zawodnik klubu KS Zefir Bytom. – Liczyłem na medale w drużynie, jeździe figurowej i trójkombinacji. Czułem, że są w moim zasięgu. Natomiast najbardziej zaskoczył mnie medal w slalomie, bo nie zaliczałem się do faworytów. W tej konkurencji jako pierwszy Polak w historii zdobyłem medal, dlatego jestem z niego bardzo zadowolony. Jeszcze nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Chcę jednak nadal się rozwijać, bić swoje rekordy i być jeszcze lepszym.
tekst: Martin Huć
zdjęcia: Jan Szady, Przemysław Bratkowski
Tekst pochodzi z Biuletynu 10 (370) 2024