Alpejski sen Tobiasza

Share on facebook
Facebook
Share on linkedin
LinkedIn
1.1_1

Warto studiować dla takich chwil. Oczywiście wykształcenie jest najważniejsze, jednak fajnie, że studia to nie tylko nauka, że są takie możliwości, których człowiek początkowo nawet nie jest świadom. To super doświadczenie i pamiątka na całe życie – wspomina 24-letni Tobiasz Szyndler, student V roku pedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkolnej na Wydziale Organizacji i Zarządzania Politechniki Śląskiej, który w połowie stycznia wyjechał do Turynu, aby wystąpić na uniwersjadzie w narciarskim freestyle’u.

Od „mysiej górki” po Alpy
Tobiasz Szyndler urodził się i do teraz mieszka w Gliwicach. Na nartach jeździ od drugiego roku życia. Tą pasją zarazili go rodzice, którzy w rodzinnym mieście prowadzą fundację „Szkoła z charakterem” i organizują wyjazdy sportowe dla dzieci.

– Początkowo polubiłem tradycyjny slalom. Dopiero, gdy miałem dwanaście lat, spróbowałem po raz pierwszy freestyle’u – wspomina student Politechniki Śląskiej.

To sport narciarski polegający na zjeżdżaniu po różnego rodzaju trasach i przeszkodach. W trakcie zjazdu zawodnik musi wykonać poprawnie jak najbardziej efektowne skoki i ewolucje w powietrzu. Dyscyplina dzieli się na dwie konkurencje: big air (wykonuje się jedną akrobację na jednej skoczni) oraz slopestyle (w trakcie przejazdu narciarz jeździ po poręczach i skoczniach).

– Od razu polubiłem freestyle. Jest się niezależnym, można wszędzie trenować, ćwiczyć. Wspólnie z bratem sami budowaliśmy skocznie w różnych miejscach Gliwic, między innymi na „mysiej górce” w Parku Chrobrego – opowiada nasz rozmówca.

Pasja do efektownej jazdy narastała z każdym rokiem. Tobiasz jest samoukiem, bo też szkółek z freestyle’u brakowało w okolicy. Zawody nigdy nie były dla niego najważniejsze. Przez długi czas w ogóle w nich nie startował, po prostu bawił się tym sportem. Dopiero będąc na studiach, po ciężkiej kontuzji kolana, postanowił postawić na profesjonalne treningi.

W 2022 roku w Polsce utworzono kadrę narodową freestyle i to okazało się dla Tobiasza dodatkową motywacją. Tak spróbował swoich sił w rywalizacji z innymi i jeszcze w tym samym roku został mistrzem Polski w konkurencji big air, a także wicemistrzem w slopestyle. Rok temu wygrał ponadto prestiżowe zawody SnowFest Festival w Szczyrku. Każdy z tych sukcesów miał duży wpływ na jego wyjazd na uniwersjadę. O tym, którzy zawodnicy pojechali do Turynu, decydowali trenerzy kadry narodowej. Trener naszego sportowca Tomasz Tylka zadzwonił do niego w listopadzie z informacją o powołaniu na uniwersjadę – największą studencką imprezę sportową. I choć Tobiasz był świadomy tego faktu, to ogrom wydarzenia i tak przerósł jego oczekiwania.

54 kraje, 2 tysiące sportowców
Do Turynu i okolic w połowie stycznia zjechało około dwóch tysięcy sportowców-studentów z 54 krajów z Europy, obu Ameryk, Azji i Australii. Nasza reprezentacja zakwaterowana była w miejscowości Bardonecchia, położonej we włoskich Alpach, oddalonej o ponad godzinę drogi od Turynu, blisko granicy z Francją. Raj dla narciarzy, z jednym z najlepszych ośrodków sportów zimowych. To tam Tobiasz wystartował w swoich konkurencjach.

– To przepiękna, urokliwa wioska, wokół której wznoszą się potężne masywy górskie. Wspaniałe widoki, ale czułem także respekt wobec tych gór – opowiada 24-letni student.

Bohater artykułu przyznaje, że organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Był pod wrażeniem… dosłownie wszystkiego. W rozmowie Tobiasz często wspomina ceremonię otwarcia imprezy, w której wziął udział m.in. znany włoski piłkarz Giorgio Chiellini. Turyn doskonale przygotował się na przyjęcie studentów. Zresztą, posiada świetną infrastrukturę na arenach sportowych i w wiosce olimpijskiej, bo w 2006 roku odbyły się tam Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Studenci startowali więc w miejscach, w których rywalizowali najlepsi zawodnicy w sportach zimowych na świecie.

Tobiasz chłonął imprezę pełnymi garściami. Oprócz rywalizacji sportowej, kibicował także innym reprezentantom Polski, brał udział w ceremoniach wręczania medali dla kolegów z kraju. Odśpiewał wtedy z dumą hymn narodowy. Na ogromnej stołówce poznał wielu ludzi z całego świata. Dzięki temu zyskał najcenniejszą pamiątkę z wyjazdu.

– Przywiozłem do domu między innymi akredytację, na której mam kilkanaście przypinek, które otrzymałem od sportowców z innych państw. Otrzymaliśmy ich wiele od organizatorów i wymienialiśmy się nimi. To świetna pamiątka – wspomina.

Big air
Polacy zakończyli uniwersjadę na piątym miejscu w klasyfikacji medalowej. Biało-czerwoni zdobyli dwanaście medali – pięć złotych, dwa srebrne i pięć brązowych. Choć Tobiasz wrócił do kraju bez medalu, to jest z siebie bardzo zadowolony.
|
– Dla mnie to była życiowa przygoda. Nie nastawiałem się na żaden wynik. Nie musiałem nic nikomu udowadniać. Chciałem przejść przez kwalifikacje, dostać się do finałów, żeby mieć jak najwięcej możliwości startów, żeby jak najbardziej się tym cieszyć. Byłem dumny, że mogłem reprezentować mój kraj z orzełkiem na piersi, przebywać tam w pięknych reprezentacyjnych strojach. Oczywiście presja i stres pojawiają się zawsze, nie da się od tego uciec. Poziom zawodów był niezwykle wysoki. Ja jednak, przede wszystkim odczuwałem radość z każdego swojego przejazdu – opowiada.

W obu konkurencjach freestyle’u student Politechniki Śląskiej przebrnął przez kwalifikacje, do których podchodziło 20 zawodników i znalazł się w finałowej „dwunastce”. Tam uplasował się najpierw na siódmym miejscu w konkurencji slopestyle, a potem był dziewiąty w bigair.

Na miejscu zmagań nie spadło dużo śniegu. Organizatorzy ratowali się sztucznym naśnieżaniem, przez co pokrywa była bardziej zbita, mniej komfortowa dla startujących, a przy tym też bardziej niebezpieczna.

Bo freestyle to po prostu niebezpieczny sport. Do upadków – i to z dużych wysokości – a w konsekwencji groźnych kontuzji, dochodzi bardzo często.

– Zawsze jest strach przed startem. Latamy w końcu wysoko w powietrzu, robimy obroty po 1080 stopni, jeździmy po gładkich poręczach. Sędziowie oceniają płynność przejazdu, jego jakość, ale i trudność tricków. Trzeba ryzykować. Warunki do jazdy nie były łatwe. Dałem jednak z siebie wszystko i wróciłem zadowolony. Towarzyszyło mi tam wspaniałe uczucie. Na każdym kroku, spotykając kolejne osoby, czy w Turynie, czy na lotniskach, można było poczuć, że to „coś większego”. Cieszę się, że mogłem być częścią uniwersjady.

tekst: Martin Huć
zdjęcia: Tomasz Tylka, Martin Huć

Tekst pochodzi z Biuletynu 2 (374) 2025

AF6A4953

© Politechnika Śląska

Polityka prywatności

Całkowitą odpowiedzialność za poprawność, aktualność i zgodność z przepisami prawa materiałów publikowanych za pośrednictwem serwisu internetowego Politechniki Śląskiej ponoszą ich autorzy - jednostki organizacyjne, w których materiały informacyjne wytworzono. Prowadzenie: Centrum Informatyczne Politechniki Śląskiej (www@polsl.pl)

Deklaracja dostępności

„E-Politechnika Śląska - utworzenie platformy elektronicznych usług publicznych Politechniki Śląskiej”

Fundusze Europejskie
Fundusze Europejskie
Fundusze Europejskie
Fundusze Europejskie